niedziela, 27 stycznia 2019

Gdzie ta zima?

No gdzie ta zima? Na pewno nie w Wielkopolsce. Gdzie jej szukać? Tęsknota za śniegiem popchnęła nas do zaplanowania weekendowego wypadu w góry. Wypad to dobre słowo, bo niestety nie dostaliśmy od biologicznej rodzicielki pozwolenia by wyjechać wcześniej niż stanowi wyrok sądu. Mileiśmy zatem 32 godziny operacyjne i trójkę dzieci, które w życiu jeszcze nart na nogach nie miały. No to Sudety, bo tam z Wielkopolski najbliżej. Popularny Karpacz kusił, ale wjazd na Śnieżkę gondolą możliwy jest tylko od czeskiej strony, czyli wymaga od uczestników wypadu posiadania dowodów osobistych - poza zasięgiem. Czyli Zieleniec lub Świeradów Zdrój. Wygrał ten drugi z dwóch powodów: wszyscy znajomi byli w Zieleńcu a my nie lubimy być jak wszyscy, no i atrakcje takie jak Czarci Młyn czy Piernikowa Pracownia, którymi możnaby dzieciom czas wypełnić w razie niepogody. Miejsce do spanka zarezerwowane przez booking.com w całkiem rozsądnej cenie 200 zł za 5 osób i można się pakować. Jakież było moje zdziwienie, że zimą na 2 dni miałam wiekszy bagaż niż latem na tydzień... O tym co pakuje zawsze na wyjazd z potomstwem już wkrótce w osobnym wpisie.
Trasa Jarocin - Wolimierz, bo tam mieliśmy nocleg niecałe 4 godziny z przerwą na siusiu. Gorzej, że śniegu nie widać. Jak zajechaliśmy pod Pensjonat Dom Przysłupowy Educare poczułam się znów jak mała dziewczynka, która przyjechała do babci na wakacje. Stary, naprawde stary a nie wystylizowany na stary dom, klimat, którego nie da się opisać. Jakże niepotrzebnie wystraszona wchodziłam do środka, cieplutko, czyściutko, pachnąco. Lodówka, ciepła woda, a nawet wifi. I przemiły, pomocny właściciel. Jedyny minus-poziom snu będzie zależał od sąsiadów, bo konstrukcja domu przenosi wszystkie dźwięki.



Pierwszy punkt wycieczki po rozpakowaniu i nałożeniu dodatkowej warstwy ciepłych ubrań to Czarci Młyn. Nie wiem, czy mieliśmy takie szczęście, czy nie jest to zbyt popularna atrakcja bo zwiedzaliśmy sami. Po kilku minutach walenia w drzwi wpuściła nas pani jakby lekko zdziwiona naszą obecnością. Zaopatrzeni w przewodniki rozpoczęliśmy zwiedzanie. Dzieci zapamiętały na pewno, że mąka jest materiałem wybuchowym, że piec do pieczenia chleba trzeba rozpalać 6 godzin i że wszystko działało na wodę a nie na prąd a na zakończenie popróbowaliśmy chlebka wypiekanego w tym tradycyjnym piecu ze smalcem/masłem i czarnuszką. A wszystko to ZA DARMO.








Posileni i zadowoleni wyruszyliśmy na poszukiwanie stoku/górki/miejsca gdzie możnaby się wreszcie nacieszyć śniegiem. I trochę przypadkiem trafiliśmy na Stok Bajtek, a już kompletnym przypadkiem trafiliśmy tam o 15.50 podczas gdy od 16.00 trzech instruktorów miało wolną godzinę by wprowadzić nasze pociechy w tajniki szusowania. Ku naszemu zaskoczeniu cała trójka chciała spróbować. Ku naszej dumie nie poddali się po pierwszych upadkach. Kacprowi poszło ma tyle dobrze, że po 50 minutach nauki instruktor pozwolił mu kilka razy zjechać samemu. No urodzony narciarz. I w tym miejscu ukłony w stronę instruktorów, którzy naprawdę wiedzą co robią, a nasze dzieci były w nich zakochane po 5 minutach znajomości. Całość w przystępnych cenach, nie drożej niż na górce w Poznaniu.




I tak zrobiła się pora kolacji. Ciężko zjeść dobrze w Świeradowie Zdroju bez rezerwacji. A że my byliśmy naprawdę przemarznięci zdecydowaliśmy się na ryzykowny krok i weszliśmy do knajpki, w której połowa stolików była wolna. Ale nam było już wszystko jedno co, byle było ciepłe. Jakże miło nas Bar Pod Słoikiem zaskoczył. Tak jak wtedy kiedy wylądowaliśmy na Przystanku Wrocek (możecie o tym poczytać tutaj) zupełnym przypadkiem trafiliśmy do kulinarnego raju. Proste menu, w którym każdy znalazł coś dla siebie, miła obsługa, wyśmienity krem czosnkowy podawany w ... słoiku i wystrój oczarowały nas wszystkich. Nie wiem czy jeszcze kiedyś będzie nam dane, ale jeśli nie to gorąco polecamy wszystkim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz