środa, 12 grudnia 2018

Wrocław cz III

Jeden dzień i dwdzieścia krasnali później postanowiliśmy popływać. Parostatkiem w piękny rejs... po Odrze. Ale więcej frajdy zapewniła nam Polinka. Odra widziana z wagonika kolejki zrobiła na pociechach większe wrażenie.


Bardzo czasochłonne to to nie było, więc postanowiliśmy zaatakować Hydropolis. Subiektywnie rzecz ujmując: nie polecam. Drogo, nieciekawie, wspomnień niewiele. 

W tak zwanym międzyczasie pogoda postanowiła się zepsuć. A od ciepłego auta dzieliła nas rzeka i 15 minut spaceru. Postanowiliśmy więc obrać kierunek przeciwny, żeby dopaść jakąś taksówkę. I tak przedzierając się przez co najmniej niemiłe zakamarki miasta wpadliśmy na Przystanek Wrocek. Miejsce trudno odnaleźć i gdyby nie to, że byliśmy już kompletnie przemoczeni w życiu bym tam nie weszła ale czasem to palec Boży musi nas popchnąć w nieznane i tak było tym razem. Jedna z najlepszych, najsmaczniejszych i najprzyjaźniejszych knajp w jakich zdarzyło nam się jeść. Po obiadku taksówką do auta, autem do hotelu, suche ciepłe ubranka i kierunek Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego. Miłe, spokojne popołudnie, uwieńczone sesją zdjęciową w pięknej scenerii. I kilka krasnali. Kurtyna



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz